Jeżeli trafisz na ten tekst odkryjesz coś co trochę ukrywam przed światem. Receptę na nieustającą motywację. Oraz wzorzec jak osiągnąć coś wielkiego. Nie pożałujesz …
Kto by przypuszczał, że tak będzie
Wtedy w lutowy mroźny dzień 2003 roku. Stałem na cmentarzu w Łodzi. Przygnębiony tym w czym brałem udział. Pogrzeb mojej ukochanej Cioci Heleny.
To jej próbowałem udowodnić jako siedmiolatek, że jedzenie cebuli jest całkiem ok. Patrzyła na mnie z politowaniem a ja jadłem. Łzy płynęły mi po policzkach. „Twardym trzeba być nie mientkim”
Teraz stałem nad jej grobem i płakałem. Naprawdę płakałem. Razem ze mną płakały niebiosa. Krople łez padały na przymrożone liście. Obok majaczyła wyniosła sylweta Grobowca Scheiblerów. Z boku widziałem mojego brata ciotecznego Piotrka
Tajemnica
U nas w rodzinie wszystko jest ok. Przynajmniej takie trzeba sprawiać wrażenie. Mamy jednak tajemnice. Wielkie tajemnice. Ale ja skrywam jedną większą i dziś o niej napiszę.
Ponieważ z rodziną człowiek się często widuje w święta, na weselach i pogrzebach to trzeba poszeptać trochę. Wypytywaliśmy jedni drugich kto to jest i kiwaliśmy głową kiedy dostawaliśmy informację że to stryjek ze strony wujka ze Stroniewic.
Po pogrzebie czas na polską stypę.
Stypa – trzeba się trochę ogrzać
A jak stypa to kotlety mielone, schabowe i bigos. No i wóda na poprawienie nastrojów. Ja poczułem się źle. Dziwne to było uczucie. Bo ja nie czułem przeziębienia ani bólu ani nic z tych rzeczy.
Było jakoś dziwnie. I chociaż od tamtego momentu upłynęło 17 lat pamiętam każdą minutę. Bo to co się zaraz wydarzy będzie wstrząsem. Przede wszystkim dla mnie i mojej żony Moniki.
Kiedy już zjadłem kotleta. A potem drugiego , a potem trzeciego… dobra do rzeczy, do rzeczy …
Wstałem rozprostować kości. I przemyć twarz bo czułem jakieś takie ciśnienie na twarzy. Nigdy takiego nie czułem. Coś odcinało też nadmiar dźwięków. Gwar był spory a ja jakby go nie do końca słyszałem.
I wtedy to się stało.
Nie wiem czy jesteś gotowy na to co napiszę niżej
Wstałem. Rozejrzałem się po pokoju. Skromne meble, skromne ale schludne mieszkanko cioci i wujka. Jakaś makatka na ścianie. Upięte firanki. Fotele w których można się wymościć oglądają telewizję. Teraz obłożone kurtkami zimowymi. Łóżeczko dziecięce, lampka do czytania gazet.
Zaraz, zaraz … łóżeczko dziecięce? A co ono tu robi.
Podszedłem bliżej. W łóżeczku spał maluszek. Zwinięty w kłębek i przykryty pluszowym kocykiem. Dziecko miało nie więcej niż kilka miesięcy. My jesteśmy tutaj już trzecią godzinę a nie widziałem żeby ktoś do niego podszedł. Nikt nie brał go na ręce. Nikt nie karmił piersią.
Spojrzałem po pokoju. Nikt nie zwracał na nie uwagi. A dziecko spało i nikomu nie przeszkadzało. Chciałem zacząć krzyczeć :
Ej, tu jest małe dziecko! O co chodzi??? Czyje to dziecko? Co ono tu robi?
I ten natrętny głos w głowie
I Ty go weźmiesz i wychowasz. Taką daję Ci misję.
Co to za niesłyszalny głos?
Nie jestem wariatem. Nie było żadnego światła z nieba. Nie zstąpiły chmury a głos nie zadudnił. Żaden Święty nie machał mi z obrazków.
TEN GŁOS BYŁ TYLKO DLA MNIE !
Zostałem wybrany do misji wielkiej ale trudnej.
I tak właśnie dostałem powołanie. I tak właśnie do naszej rodziny trafił Kamil. Przez którego mamy tyle łez i bólu.
Bóg zawołał do mnie niesłyszalnym głosem. A mi na szczęście udało się tego głosu nie stłumić. Teraz po latach wiem, że to właśnie Kamil był dla mnie motywacją. Potrzebowałem wielu lat żeby się o tym przekonać. Ciężar który stał się błogosławieństwem. Ale lećmy po kolei …
Okrutna prawda, straszne wyznanie
W drodze powrotnej nie mogłem myśleć o niczym innym.
Co się tam takiego wydarzyło.